Strony

czwartek, 5 września 2013

Smutne opowiadanie... :(

Moje pierwsze opowiadanie o psie... Jak to wymyślałam to się popłakałam ;(
-------------------------------------------------------------------------------

Jestem paro tygodniowym szczeniakiem który potrzebuje do życia miłości i przyjaźni. Mam bardzo duże rodzeństwo. Razem jest nas 12. Lubię się bawić... Ale czasami ktoś nam zabiera moje rodzeństwo... zabiera i już nigdy nie oddaje... Smutno mi jest wtedy, bo tracę to na czym mi zależy. Mam nadzieję że nikt mnie nie zabierze!
Pewnego dnia, przyszła do nas taka jedna dziewczynka. Bawiła się z nami, głaskała i przytulała. Spodobała mi się. Polubiłem ją a ona mnie. Zawsze kiedy przychodziła skakałem na nią. Ona w tedy mnie głaskała i brała na ręce. Większość czasu poświęcała mnie, ale innym szczeniakom też. Była inna. Nie taka jak takie małe dzieci co nas męczą. Ona jest bardzo dobra. Bardzo ją lubiłem, i pewnego razu przyjaźń zamieniła się w miłość. Kochałem ją i chciałem żeby była zawsze przy mnie...
Przyszedł taki dzień kiedy Ania (bo tak miała na imię) z rodzicami weszła do budynku. Wzięła mnie na ręce, pogłaskała... Och, jak mi było dobrze! Było tak przez chwilę bo musiała już iść. Ale mnie nie odniosła... Co się dzieje? Czy ona mnie zabiera do domu?! Tak się cieszyłem że właśnie trafiłem do niej... Byłem jej i tylko jej! To była najszczęśliwsza chwila w moim życiu! Przytuliłem się do niej a ona czule mnie pogłaskała... Byliśmy już na podwórku i zmierzała w kierunku takiego dużego "coś" co ma takie koła. Weszła do niego i usiadła. Mnie na dal trzymała... Nagle coś zawarczało. Szczeknąłem parę razy bo nie wiedziałem co to jest. Ania mnie uspokoiła. To co zawarczało nie przestawało tego robić. I w końcu ruszyło. Ania mnie przytuliła a ja uznałem że to nic strasznego. Poczułem senność i zasnąłem...
Ania mnie obudziła. Znaleźliśmy się w zupełnie innym miejscu. Czemu nie byłem u siebie w domu? Co się stało?! Wtedy przypomniałem sobie że jestem u Ani w domu. Położyła mnie na podłodze w kuchni. Na pierwszy rzut oka było widać miękkie "coś". Podszedłem w tamtą stronę i wszedłem na to. Było bardzo mięciutkie i przyjemne. Zszedłem z tego i podszedłem w stronę Ani. Wzięła mnie na ręce i chodziła po różnych zakątkach domu. Byłem w każdym pomieszczeniu. Ten dom był ogromny! Miał dwa piętra a dla mnie to była duża przestrzeń!
Nadeszła noc. Myślałem że będę spać u Ani ale tak nie było. Zostawili mnie na dole... Całkiem samego... Bez nikogo... Poczułem się samotny. Czemu nie mogę spać u Ani? Pozostawiało mi tylko jedno wyjście: wspiąć się na schody. Jednak tego nie zrobiłem bo byłem zbyt śpiący. Ale przed zwinięciem się w kulkę, zaszczekałem parę razy żeby mnie usłyszeli. Po tym zasnąłem.

Minął rok. Byłem w tedy już duży a nie mały. Czasami mogłem nocować u Ani. W tygodniu byłem zostawiany w domu sam i tylko sam. Byłem wtedy bardzo samotny... Nie było nikogo ani Ani. Była w domu tylko po południu. W sobotę i niedzielę Ania nigdzie nie szła.  Mieliśmy calutki dzień dla siebie. Wychodziliśmy na długie spacery i takie inne rzeczy. To są moje i Ani najlepsze dni w tygodniu!

Przyszedł kolejny zwykły dzień samotności. Okropnie było mi smutno bez Ani... Po paru godzinach otworzyły się drzwi. Wyszła z nich... Ania! Skoczyłem na nią i polizałem (tak jak zawsze kiedy przychodzi). Ona jednak mnie odepchnęła i pobiegła na górę. Nie wiedziałem o co chodzi... Może coś się stało? Nie wiem. Postanowiłem pójść do niej. Ania płakała. Płakała i to mocno. Chciałem jej pomóc, ale jak? Podszedłem do niej i ją polizałem. A ona mnie przytuliła i powiedziała:
-Pamiętaj że zawsze ale to zawsze będę Cię kochać.... Zawsze, nawet jeśli już nie będziesz na tym świecie...
-Też Cię kocham - powiedziałem  w myślach.

Znowu nadszedł kolejny dzień. Tym razem bez samotności. Była sobota i miałem nadzieję że pojedziemy na spacer!
Ania otworzyła drzwi i już wybiegłem. Czekałam aż wreszcie wyjdą. Wreszcie wyszli! Skierowaliśmy się w stronę "cosia" z kołami. Byłem podekscytowany że jedziemy na spacer! Cieszyłem się i to bardzo! Ale Ania nie cieszyła się. Siedziała smutna. Do jej oczu napłynęły łzy. Ja również byłem smutny. Na dal nie rozumiem... Dlaczego wszyscy są smutni?
Dojechaliśmy. Wyskoczyłem z auta niczym wichura. Rozejrzałem się i nie zobaczyłem żadnego parku. Za to był jakiś dziwny budynek. Miałem nadzieję że nie pójdziemy tam. Jednak poszliśmy. Weszliśmy do środka. Wszystko wydawało się jakieś nowe. Nie pojechaliśmy do jakiegoś innego domu w odwiedziny. Co to jest za miejsce? Ania pociągnęła mnie za smycz a jakaś inna pani otworzyła drzwi. Weszliśmy tam i zobaczyłem miliony psów uwięzionych w klatkach. W tym pomieszczeniu było wieczne szczekanie i skamlenie. Skierowaliśmy się ku jednej klatki. Nieznajoma pani otworzyła ją. Ania odpięła mnie ze smyczy i wepchnęła mnie tam. Zamknęła klatkę i powiedziała:
-Wcale nie chciałam Cię zostawiać w tym miejscu... To nie twoja wina... Po prostu nie możesz być u nas w domu. Bardzo Cię przepraszam.... Jakbyśmy mogli znowu Cię przygarnąć, to bym na pewno skorzystała z takiej okazji. Pamiętaj: kocham Cię nie zależnie gdzie jesteś... Zawsze zostaniesz i będziesz w moim sercu... Żegnaj...  - łzy jej napłynęły do oczu... Pocałowała mnie i... odeszła... na zawsze...
Schowałem się w kąt i nie wychodziłem. Nadal nie rozumiałem dlaczego mnie zostawiła... z jakiej przyczyny? Niestety nie powiedziała... Było mi bardzo smutno bez Ani... Pękło mi serce (pewnie tak samo jak u mojej pani)... Moje życie straciło sens na zawsze... Straciłem kogoś kogo kochałem...

Parę miesięcy miałem już za sobą w tym miejscu. Niektórzy nawet chcieli mnie adoptować, ale ja nie pozwalałem. Gryzłem, warczałem, szczekałem... Jeśli ktoś ma mnie zaadoptować, to Ania.
Przyszedł nowy dzień. Dzień w którym otworzyli moją klatkę i mnie zabrali. Myślałem że Ania przyszła... Niestety, nie była to ona. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Położyli mnie i wyjęli igłę. Nie wiedziałem co to oznacza. Nagle poczułem ukucie. W tedy przypomniała mi się Ania... Nie byłem u niej tak długo jak myślałem... Wszystkie moje chwile przeleciały mi przed oczami... Chwile spędzone z Anią... Poczułem senność. Moje oczy zamykały się... Przed całkowitym zamknięciem, kapnęła z mojego oka łza... miłości...
Zasnąłem...

Chociaż jestem w innym świecie, kocham Cię, Aniu i czekam. Wierzę że kiedyś się spotkamy i będziemy szczęśliwi... Pamiętaj: ja Cię zawsze będę kochał nie zależnie gdzie jesteś... Zawsze pozostaniesz w moim sercu... Zawsze...
Kocham Cię....

--------------------
A tu zdjęcie rhodesianów....



3 komentarze: